8 listopada 2015

Pani Wilków

    – Sam nie wiem – powiedział Jan Hern ważąc w dłoni sporej wielkości młot bojowy.
    Był to jeden z pierwszych, chłodniejszych dni w tym roku. Przemierzali na wierzchosłach szary, ciemniejący las, oglądając łup, który zdobyli na rozbrojonym kilka godzin wcześniej rozbójniku.
    – Młot bojowy to bardzo odpowiednia broń dla ciebie – powiedział Arktus przypalając sobie fajkę. – Z takim młotem, już z daleka wyglądasz jak ktoś, kogo należy traktować poważnie – zapewniał.
    Hern uniósł młot wysoko w jednej ręce i spróbował zakręcić nim młynka. Narzędzie było ciężkie, wykonane z hojnie okutej dębiny. Niezbyt poręczne. W dodatku w przeciwieństwie do miecza, który można było ukryć w pochwie, młot wymagał ciągłego trzymania go w rękach lub przytroczenia do kulbaki.
    – Może wygląda w porządku, ale jest cholernie niewygodne – stwierdził w końcu.
    Jechali wolnym tempem. Nigdzie im się nie spieszyło. Otaczająca ich przyroda, choć nieco ponura, napawała ich bardzo pozytywnymi uczuciami. Gęsty, mieszany las piął się bardzo wysoko, zasłaniając niemal lekko zachmurzone niebo. Z pewnością pełen był małych mieszkańców. W powietrzu unosił się zapach grzybów i wilgoci. Arktusowi od razu przypomniało się, jak bardzo jest głodny.
    – Może zrobimy jakiś krótki popas? – zaproponował.
    – W porządku – odrzekł Hern. – Czujesz to? Przed nami jest wioska smolarzy. Może ugoszczą nas.


fot pixabay.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz