19 listopada 2015

Konwój


– Jak ja się w to wpakowałem? – mruknął sam do siebie Arktus, leżąc na drewnianej podłodze zabudowanego wozu więziennego. – Jak ja się, do cholery, w to wpakowałem?

Kilka dni wcześniej…

Z nastaniem jesieni Hern oświadczył, że musi odwiedzić jedno miejsce na wschód od Axii. Świątynia starowierców zlokalizowana była w mrocznych borach, otoczonych ze wszystkich stron mokradłami. Arktus nie był szczególnie zachwycony perspektywą brodzenia po kolana w wodzie pełnej wszelakiej maści gadzin. Postanowił pozostać w Axii i zaczekać, aż łowczy załatwi swoje szemrane interesy. Gdy jednak nadszedł umówiony dzień spotkania, Hern nie pojawił się. Wójt przeprowadził krótkie dochodzenie, które pozwoliło mu ustalić, że jego towarzysz został zamknięty w wieży miejskiej z tytułu pobicia jakiegoś paniczyka. Po krótkiej i niezbyt udanej interwencji w ratuszu, udało mu się spotkać z łowczym.

Przeczytaj całość


fot. pixabay.com

8 listopada 2015

Pani Wilków

    – Sam nie wiem – powiedział Jan Hern ważąc w dłoni sporej wielkości młot bojowy.
    Był to jeden z pierwszych, chłodniejszych dni w tym roku. Przemierzali na wierzchosłach szary, ciemniejący las, oglądając łup, który zdobyli na rozbrojonym kilka godzin wcześniej rozbójniku.
    – Młot bojowy to bardzo odpowiednia broń dla ciebie – powiedział Arktus przypalając sobie fajkę. – Z takim młotem, już z daleka wyglądasz jak ktoś, kogo należy traktować poważnie – zapewniał.
    Hern uniósł młot wysoko w jednej ręce i spróbował zakręcić nim młynka. Narzędzie było ciężkie, wykonane z hojnie okutej dębiny. Niezbyt poręczne. W dodatku w przeciwieństwie do miecza, który można było ukryć w pochwie, młot wymagał ciągłego trzymania go w rękach lub przytroczenia do kulbaki.
    – Może wygląda w porządku, ale jest cholernie niewygodne – stwierdził w końcu.
    Jechali wolnym tempem. Nigdzie im się nie spieszyło. Otaczająca ich przyroda, choć nieco ponura, napawała ich bardzo pozytywnymi uczuciami. Gęsty, mieszany las piął się bardzo wysoko, zasłaniając niemal lekko zachmurzone niebo. Z pewnością pełen był małych mieszkańców. W powietrzu unosił się zapach grzybów i wilgoci. Arktusowi od razu przypomniało się, jak bardzo jest głodny.
    – Może zrobimy jakiś krótki popas? – zaproponował.
    – W porządku – odrzekł Hern. – Czujesz to? Przed nami jest wioska smolarzy. Może ugoszczą nas.


fot pixabay.com

2 listopada 2015

Kim jest Jan Hern?

Oryginalnie Hern to postać rodem z angielskiej mitologii, który odpowiada greckiemu faunowi (Panowi). Obaj utożsamiani są z bóstwem roztaczającym swą opiekę nad lasami i zwierzętami, strzegącym pasterzy i pól. Faunom przypisywano dużą aktywność seksualną. Hern Myśliwy odpowiada za męską inicjację.


Pan i Syrinx, Peter Paul Rubens, Public Domain, źródło:https://pl.wikipedia.org/wiki/Pan_(mitologia)#/media/File:Pan_syrinx_Rubens.jpg

Mój Hern jest kimś pomiędzy Hernem Myśliwym a Faunem. W rzeczywistości nie ma chyba nawet rogów i kopyt (choć pojawiają się one w jednym opisie). Przyjmijmy, że rogi i kopyta są... hmm... mentalne.

Jan Hern pojawił się po raz pierwszy jako postać bardzo poboczna w mojej książce Rae Ragis. Tak bardzo się do niego przywiązałem (trudno się dziwić!), że postanowiłem poświęcić mu nieco więcej uwagi.

Hern jest awanturnikiem i wiedzie bardzo hulaszczy tryb życia. Nie pogardza żadnymi, ziemskimi przyjemnościami. Zwłaszcza jeżeli chodzi o kobiety, wino i śpiew (w różnych kombinacjach). Hernowi jest także bliska natura. W zasadzie bliższa niż normy społeczne, zwierzchność władzy i prawo. Jest wolnym człowiekiem (tudzież półbóstwem albo  biesem) i chodzi, gdzie chce.

W awanturniczych wyprawach towarzyszy mu Arktus - swoisty Sancho Pansa. Arktus był wójtem małej wsi i jego znajomość z Hernem rozpoczęła się dość niefortunnie. Arktus ruszył tropem Herna na zlecenie króla Helgemora IV. Wkrótce jednak ich losy związały się ze sobą nierozłącznie.

Od tego momentu Hern i Arktus wędrują po świecie zarabiając na chleb (wino i kobiety) robotą, do której nie ma zbyt wielu chętnych - oczyszczają świat z wszelakiego plugastwa. Mam na myśli smoki, wiedźmy, utopce, upiory i inne wampierze.

Praca jak praca. A że się przy tym człowiek czasem juchą upapra...

30 października 2015

Hern i sukkub

Pic. Albert Joseph Pénot, public domain, https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albert_Joseph_Penot_-_Automne.jpg
Właściwie Arktus sam nie wiedział, jak doszło do tego... do czego doszło. Jednego wieczora rozkoszowali się doskonałym opium w jednej z palarni Majeronii, drugiego zaś dojeżdżali wymęczeni całym dniem w siodle, do gospody, którą Arktus widział po raz pierwszy w życiu, choć zdawało się, że przebywali szlak z Majeronii do Parsevii po wielokroć. Gospoda nazywała się „Pod psim łbem” i znajdowała się kawałeczek za skrzyżowaniem wiedźm, pośród wysokich topoli.

Ciągle oszołomiony Hern zsiadł z wierzchosła i powolnym krokiem ruszył do drzwi gospody,
pozostawiając zwierzę własnemu losowi. Ciężko powiedzieć, czy był zły, czy zmęczony. Arktus niewiele pamiętał z ostatnich godzin. Sam czuł się, jakby w jego głowie szalało stado pijanych kotów, zamkniętych w jednym, niedużym worku.

Za Hernem ciągnęła się bruzda, którą w błocie zostawiał przypasany u jego boku dwuręczny miecz niewiadomego pochodzenia. Być może wygrany w karty lub skradziony jakiemuś paniczykowi. I tenże właśnie miecz przykuł szczególną uwagę właścicielki gospody, która na widok nowo przybyłych rzuciła szmatę na blat i napełniła dwa kufle ciemnego, mocnego piwa.



29 października 2015



– Strzeż się wędrowcze tych okolic przeklętych. Nie dla wszystkich istnieje droga powrotna, gdy przekroczy się ten znak – odczytał powoli Arktus. – Co to do cholery ma znaczyć? Mówiłeś, że tutaj udzielą nam pomocy.

– Tak, tak... znam to miejsce. Czy mógłbyś chwycić mnie pod ramię? Osłabłem nieco, ale już bardzo blisko.

– Bardzo blisko do czego?

– Na skraju wioski mieści się domek pewnej kobiety. Ona udzieli nam schronienia i wyleczy moją ranę.

– Świetnie, kolejna wiedźma...

Wójt uniósł Herna za ramię i powoli, w milczeniu, przedzierali się przez paprocie. Była noc, ale wszechobecna mgła zdawała się opalizować swoim własnym, tajemniczym światłem. Wreszcie pomiędzy niedużymi i łysawymi bukami zaczęły majaczyć kontury pierwszych zabudowań. Na pierwszy rzut oka wioska sprawiała wrażenie opuszczonej, jednak Arktus tłumaczył to sobie faktem, że jest już bardzo późno i prawdopodobnie wszyscy poszli spać.




fot. pixabay.com